Przy drzwiach do dziekanatu umieszczona jest zazwyczaj tabliczka
z godzinami przyjmowania studentów. Przeważnie
w jeden dzień w ciągu tygodnia dziekanat jest nieczynny lub opisany enigmatycznie jako tzw. dzień wewnętrzny. Co to takiego?
W opinii większości studentów: baby mają wolne! Zgodnie z tą
teorią, tydzień pracy baby z dziekanatu to zaledwie 4 dni w tygodniu. Co
więcej, baba nie napracuje się za wiele bo siedzi za biurkiem tylko w godzinach
10-13 po czym bierze torebkę w rękę, odstawia kubeczek po kawie, maluje usta szminką i kończy pracę.
Czy taka praca to nie bajka?? A jakby tak ktoś chciał podać podanie poza
godzinami to…o zgrozo! Lepiej nie pukać – baba nie przyjmie, wredna, złośliwa – do domu jej
spieszno.
Powyższy opis nie jest wytworem mojej imaginacji i nie
ma w nim odrobiny przesady. Skarbnicą wiedzy w tym jak i w wielu innych
przypadkach jest chociażby podróż środkami komunikacji miejskiej. Nie trzeba specjalnego wysiłku żeby wsłuchać się w rozmowy studentów, bo chcąc nie chcąc przynajmniej połowa autobusu jest mocno w to zaangażowana. Pozwala
mi to odkryć wiele, skądinąd jakże ciekawych i zaskakujących, szczegółów i tajników mojej pracy – ale to obszerny materiał na inny, odrębny
post. Wracając do dzisiejszego tematu, pragnę
uspokoić i wyjaśnić - dzień wewnętrzny jest dniem pracy jak każdy inny i baba
pracuje przez minimum 8 godzin. Czas ten
przeznaczony jest na uporządkowanie dziesiątek podań, przygotowanie obron prac
magisterskich czy innych tego typu spraw. Dziekanat w którym ja urzęduje również ma taki dzień,
jednak przez większą część roku jest on normalnym dniem przyjęć i sami studenci
nie zauważają różnicy. Oczywiście
zdarzają się wyjątki, kiedy to studenci pierwszego (zazwyczaj) roku proszeni o
dostarczenie brakującego podania lub dokumentu w ten właśnie dzień pytają „a to panie będą jutro pracować?”. Początkowo
pytanie wywoływało obustronne zdziwienie, jednak teraz, po głębokim wdechu
spokojnie wyjaśniam – mimo to ciągle spotykam się z niedowierzającym „achaa”.
W końcu kolejny post. Czekam na więcej opowieści!
OdpowiedzUsuń